Jak przemijający cień

Autor podąża śladami zabójcy Martina Luthera Kinga, który po ucieczce z USA w 1968 roku spędził 10 dni w Lizbonie, obsesyjnie powraca do tej postaci i w końcu udaje się do Lizbony, żeby kroczyć śladami zabójcy. Tymczasem wyjazd do Lizbony przywodzi mu na myśl siebie, z czasów kiedy jako młody chłopak pisał w tym mieście Zimę w Lizbonie. Stwierdza, że nie zna ani zabójcy, ani siebie sprzed lat, więc chodząc po Lizbonie, stara się zrozumieć motywy działania tych postaci. Książka pełna melancholii, muzyki i miłości, niepozbawiona wątków sensacyjnych.